Zwiedziłam już wiele terenów, choć co do wilków... no cóż, niewiele o nich wiedziałam. Wszystko po kolei.
Postanowiłam pójść nad wodę. Była moim żywiołem, uwielbiałam ją. W tym problem, że nie wiedziałam, gdzie znajduje się najbliższa rzeka. Spytałam. Stwierdzili, że najbliższa rzeka znajduje się na łące, kilometr stąd. No ok. W tym problem, że przeszłam już dwa kilometry a nie słyszę nawet jej szumu. Coraz bardziej rozzłoszczona na wilki skierowałam się w zupełnie inną stronę, na chybił trafił. Ku mojemu zaskoczeniu już po przejściu kilkuset metrów ułowiłam szum rzeczki. W miarę jak się zbliżałam robił się coraz wyraźniejszy. Las nagle się skończył. Przede mną rozpościerała się trawiasta łąka, bez kwiatów (i Bogu dzięki!). Przecinała ją wspaniała, choć wąska rzeka. Z radością, zapominając o powadze i wieku wskoczyłam do niej. Była zimna. Przepłynęłam ją wpław.
Z uśmiechem goniłam małe ryby, żadne jednak nie dały się złapać. W pewnym momencie tuż obok przeleciał motyl. Kłapnęłam pyskiem chcąc go złapać. Nie trafiłam, co było do przewidzenia. Wyskoczyłam z wody i ciekawie niby szczeniak podążyłam za owadem. W pewnym momencie motyl zawrócił, odwróciłam się za nim. Uśmiech zgasł na moim pysku. Przez cały czas byłam obserwowana przez wilka!
<Ktoś? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz